środa, 27 listopada 2013

Androgynicznie niepoprawni.
Normatywnie kobiecy, normatywnie męscy.

    
    Nie od dziś wiadomo, że światem rządzą stereotypy. Zauważamy je mniej lub bardziej świadomie, tak samo jak mniej lub bardziej świadomie się im poddajemy. Chcemy być „oryginalni”, ale często jesteśmy schematyczni, podświadomie odgrywamy swoje role „w zgodzie” z kulturowo i społecznie narzuconymi nam schematami zachowań.
   
    Mówiąc stereotypy mam na myśli wszelkiego rodzaju poglądy, które z ślepą wiarą podzielały całe rzesze pokoleń wstecz z naszymi praprapra…babkami i dziadkami na czele, przez którą to wiarę i przywiązanie do niej, kobiety częstokroć płakały do poduszki, spuszczały wzrok, nie walczyły o należne im miejsce w życiu społecznym, kulturowym, politycznym i także rodzinnym, a mężczyźni zaciskali w bezradności dłonie, bili się na wojnach i nie płakali wcale – bo przecież „to wstyd by chłop płakał!”. Jednak czy naprawdę to taki wstyd, czy naprawdę wciąż musimy dławić w sobie pierwiastki nie przejawione w naszej płci na poziomie biologicznym? Kobieta by być kobietą wcale nie zawsze i nie na każdym kroku musi być uległa, uśmiechać się, gdy ją boli, być „miłą” na zawołanie, tak samo jak mężczyzna by być mężczyzną nie zawsze musi pozować na mięśniaka-troglodytę bez uczuć, twardego i agresywnego. Wszyscy bowiem mamy prawo do pielęgnacji w sobie zarówno pierwiastka kobiecego jak i męskiego, by zachować równowagę, by nie czuć wstydu, przed wyrażaniem emocji i uczuć.

    Rzecz w tym, że już od czasu opuszczenia przez nas przyjemnego i ciepłego gniazda łona naszych matek jesteśmy wtłaczani w sztywne ramy stereotypów – chłopcy w błękicie, dziewczynki w różu – i tak niewinnie się to zaczyna… Ale do czego zmierzam? Otóż społeczne definiowanie płci jest nierozerwalnie związane z jej odgrywaniem. Definicje te do pewnego stopnia stanowią typy idealne, a co za tym idzie nie występujące w takiej postaci w praktyce społecznej. Konsekwencją tego jest fakt, że wciąż jesteśmy zmuszeni do potwierdzania swojej płci, udowadniania, że jesteśmy albo kobiecy albo męscy. Role płciowe są przefiltrowane przez siatkę binarnych opozycji męskości i kobiecości, i tak dla przykładu: on „powinien” być twardy – ona delikatna, on agresywny – ona łagodna, on milczek – ona gaduła, on reprezentuje rozum – ona intuicję, on współzawodniczy – ona współpracuje, tego typu pary przeciwieństw można by mnożyć do białego rana. Podział ról płciowych przekłada się na każdą płaszczyznę naszego życia, począwszy od pracy zawodowej, a skończywszy na życiu rodzinnym i zachowaniach w alkowie – męskie pożądanie ma być aktywne, a kobiece bierne, mężczyzna ma być doświadczony, a kobieta niekoniecznie, on jest ponoć poligamiczny, a ona monogamiczna – ponoć. W potocznym określaniu płciowości osoby pośredniczą stereotypy, lecz nie tylko one. Dużą rolę w formułowaniu oczekiwań względem kobiet czy mężczyzn odgrywa także kultura w jakiej żyjemy. Udział w życiu społecznym, zmusza nas do nieustannego potwierdzania płci społecznej, która nie zawsze jest tożsama z płcią biologiczną. To trudne zadanie, gdyż bardzo często oczekiwania społeczne wobec danej płci nie są spójne. Jednakże tak jak wszystko, także modele kobiecości czy męskości, ulegają ostatnio nieznacznym modyfikacjom. Widać to dość wyraźnie w obszarze kultury masowej. Zmienia się obraz lansowanego przez mass media typu współczesnej kobiety i współczesnego mężczyzny. W kulturze masowej, kobieta okazuje się być kobietą macho, kobietą modliszką, kobietą z pazurem, która bez żenady pokazuje, że w niej także drzemie testosteron. Z kolei promowany wizerunek mężczyzny, coraz częściej zaczyna przyjmować znamiona kobiecości. Jakkolwiek, jednak, kto jest uważny, ten spostrzegł, że ta dwoistość: kobiecość vs. męskość nie rozkłada się proporcjonalnie, sprawiedliwie. Można zauważyć wyraźne zjawisko androcentryzmu, tzn. uprzywilejowania pierwiastka męskiego. Mężczyzna bowiem wciąż jeszcze tylko „może”, a kobieta „musi” być zadbana. Ona na każdym kroku musi dawać dowód, że dbanie o powierzchowność jest dla niej „sprawą najwyższej rangi” (gładko wydepilowane nogi, nienaganny makijaż, fryzura, elegancki strój, pięknie perfumy). Płeć piękna bowiem jest jakby społecznie bardziej „zobowiązana” do potwierdzania swojej „wartości” poprzez sprawy tak powierzchowne jak wygląd czy ubiór, do odgrywania pewnego rodzaju kulturowego spektaklu. Potoczne, utarte definicje płci mówią nam wyraźnie, jak i jakie role mamy odgrywać. Jednym z elementów jest konwencjonalny – męski lub kobiecy – wygląd. I mimo, iż obecnie wszystko wskazuje na to, że wiele spraw związanych z normatywnie pojmowaną płciowością, wydaje się ulegać rozluźnieniu, to „jednak kobieta pragnąca nabyć męskie buty lub spodnie spotka się w sklepie z pouczeniem, że powinna raczej zaopatrzyć się w czółenka lub podkreślić talię, a gdy nie farbuje siwiejących włosów, wszyscy – od pracodawcy do przypadkowego przechodnia – będą jej zwracać uwagę na niestosowność takiego postępowania. Mężczyzna z kolei posuwający swą dbałość o wygląd o jeden krok dalej niż zezwala aktualna norma zostanie w najlepszym razie uznany za zniewieściałego. W najgorszym – nazwany ‚babą’ lub ‚pedałem’.”(I. Desperak). Takie stwierdzenia, niestety wciąż nie należą do rzadkości. Nie chodzi tu tylko i wyłącznie o zwykłą tolerancję, ale o poszanowanie prawa człowieka do bycia sobą, życia w zgodzie z własnymi emocjami, wartościami, uczuciami; o prawo osoby ludzkiej do możliwości pielęgnowania w sobie i rozwijania prawdziwych cech swojej osobowości, a nie jedynie tych, które będą akceptowalne społecznie, „dzięki” którym będziemy mogli tylko odgrywać nasze role – tak jak robiły to całe pokolenia mężczyzn i kobiet przed nami, nie pozwalając sobie na bycie sobą, na ujawnienie swoich talentów i rozwijania ich bez poczucia popełniania grzechu społecznego niedposowania. Jeśli nie damy sobie szansy na to by być sobą, w naszym życiu wciąż obecna będzie rywalizacja, nieuzasadnione zmęczenie życiem ( a w rzeczywistości zmęczenie ciągłym „obowiązkiem” społecznego udowadniania swojej kobiecości czy męskości) oraz poczucie niespełnienia, wypalenia.
  „Idealna”
kobiecość lalki Barbie i Matki Polki, tak samo jak „idealna” męskość bezłzawego, bezuczuciowego, silnego i agresywnego typa – dla nikogo nie jest zdrowa.

Wszędzie musi być równowaga. Równowaga pojęta nie na zasadzie przeciwieństw, lecz uzupełnienia, które powinno odbywać się nie tylko w relacji między kobietami, a mężczyznami, ale także a może przede wszystkim, na poziomie pojedynczej osoby ludzkiej integrując w niej pierwiastek kobiecy z męskim i odwrotnie, czyniąc w ten sposób jej duszę androgyniczną. Bowiem jak stwierdził S. T. Coleridge „genialny umysł jest umysłem obupłciowym”
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz