czwartek, 28 listopada 2013

Garderobiany teatr masek




Czy za każdym razem, gdy stajesz przed lustrem widzisz w nim tę samą osobę?


   Czy na to banalne z pozoru pytanie istnieje równie banalna i prosta odpowiedź?
W ciągu życia wielokrotnie jesteśmy zmuszani do odgrywania różnych ról. Nie odkryję drogi do Indii stwierdzeniem, że aby temu sprostać ludzie bardzo chętnie sięgają po maski. Często nie zdając sobie z tego nawet sprawy. Czy ktoś mógłby powiedzieć uczciwie o sobie, ze nie ma żadnej maski? Nie znam takich osób, bo czy aby na pewno zawsze możesz i chcesz pokazać innym, co naprawdę czujesz, co przeżywasz i jakie emocje w danej chwili się w Tobie rodzą? Prawdą jest, to co już zostało powiedziane powyżej – okoliczności nas zmieniają, a my wraz z nimi, w zależności od tego jaką rolę trzeba nam grać, przywdziewamy różne stroje. Człowiek musi być raz przykładnym pracownikiem, raz dobrym współmałżonkiem, innym razem przyjacielem, jeszcze innym dzieckiem swoich rodziców. Inną twarz pokazuje człowiek w pracy, inną w domu, a jeszcze inną w gronie przyjaciół… Jednak, do czego najbardziej potrzebujemy masek? Otóż najbardziej są one przydatne w zacieraniu uczuć i emocji (tak! tak!). Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak wiele osób cenzuruje swoje uczucia, może nawet sami należymy do tego zaklętego kręgu. Jako ludzie, mamy bowiem tendencję do tego by nasze uczucia kategoryzować, oceniać i podawać autokrytyce. Pozwalamy sobie na okazywanie tylko tych uczuć, które w naszym mniemaniu są dobre. Kiedy natomiast, w mniejszej lub większej panice, pojawią się w nas te, które osądziliśmy jako złe lub niewłaściwe, wówczas sięgamy po inną twarz, skrupulatnie i często po mistrzowsku upychając to, co niewygodne w ogromnej szafie masek. To, co chcemy ukryć, jest głównym kryterium przy wyborze danej pozy. To strach przed brakiem akceptacji sprawia, że w zależności od sytuacji i osoby, maskujemy to, co w nas prawdziwe. Mylnie mogłoby się niektórym wydawać, że ta swoista „maskarada” dotyczy tylko naszych słabych stron. Otóż nie, dotyka ona także tego, co w sobie cenimy i uważamy za wartościowe.
W dzieciństwie wraz z przekonaniami o różnych powinnościach, wpaja się człowiekowi wiele masek, postaw. Twarze te z czasem wrastają w ludzką naturę, tak, że zaczynamy postrzegać je jako integralną część naszej osoby. W tym jednak kryje się pewna pułapka, bo to jacy powinniśmy być nie jest tożsame z tym jacy w gruncie rzeczy jesteśmy. Powinność rodzi ryzyko spełniania oczekiwań otoczenia, czego konsekwencją może być oddzielenie nas od autentycznego kontaktu ze sobą. Na dłuższą metę, skutki życia w maskach bywają zgubne, bowiem zaczynają kierować ludzkim życiem, i w końcu to my zaczynamy służyć im, a nie one nam – bez nich nie wiemy, jacy jesteśmy.
   
   Każdy człowiek ma własną historię, świat przeżyć i wartości. Swoją opowieść. Warto jednak przyjrzeć się swoim maskom, sytuacjom, w których je przywdziewamy. Zadać sobie pytanie: jak często po nie sięgamy i dlaczego? Wzmocni to naszą samoświadomość, pomoże rozwojowi i być może poprawi relacje z innymi ludźmi. Oczywiście próba spojrzenia na własną osobę bez maski jest podjęciem ryzyka pozbawienia się złudzeń, stanięcia z sobą twarzą w twarz. Jednak próba taka, może przyczynić się do nieprawdopodobnego odkrycia w nas, nieznanych nam dotąd nowych wewnętrznych lądów.
    
   Zatem, otwórz swoją szafę, z której w sekrecie przed innymi – a i często nawet przed sobą – korzystasz codziennie. Przyjrzyj się jej dłużej, sięgnij tam, gdzie trzymasz swoje maski. Obejrzyj wszystkie, te których używasz najczęściej, te na specjalne okazje i te, które zapomniane, leżą gdzieś na dnie szafy. Odszukaj każdą. Masz je teraz przed sobą. Nie oceniaj ich, uświadom sobie tylko to, że istnieją i spróbuj je nazwać, bo może się okazać, że kilku z nich już nie potrzebujesz…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz